Michelle Smart
Uwięziona w raju
Tłumaczenie
Małgorzata Świątek
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Emily Richardson dała nura pod rusztowanie przed wejściem do wytwornego budynku w samym centrum Londynu, minęła przestronne atrium i udała się w stronę szerokiej klatki schodowej. Gdy dotarła na drugie piętro, skręciła w lewo, doszła do końca korytarza i nacisnęła guzik windy. Dopiero kiedy weszła do środka, a drzwi się za nią zamknęły, pozwoliła sobie na głęboki oddech.
Uniosła brwi, ujrzawszy swoje odbicie w lustrzanej ścianie. Służbowe garsonki to nie był jej styl, szczególnie te pochodzące z lat osiemdziesiątych. Miała wrażenie, że się dusi, a czarne szpilki jeszcze pogarszały sprawę.
Musiała jednak pasować do tego biurowca, by nikt się za bardzo nie przyglądał. Jej typowy strój rzucałby się w oczy, zostałaby rozpoznana, zanim postawiłaby nogę na progu budynku. Nawet teraz musiała być ostrożna. Zrobiła odpowiednie rozeznanie, kiedy wejść – nie za wcześnie, aby nie wzbudzać podejrzeń, i nie za późno, żeby nie spotkać ludzi, których chciała uniknąć. Na razie wszystko szło jak po maśle.
W tej specjalnej windzie należało wstukać odpowiedni kod. Emily znała go i już po chwili stała na najwyższym piętrze, gdzie znajdowały się biura kadry zarządzającej Bamber Cosmetics International lub, jak brzmiała ich nowa nazwa, Virszilas LG.
Największe z biur należało do Saszy Virszilasa. Dzisiaj Virszilas był w Mediolanie.
W przeciwieństwie do reszty budynku prace remontowe na ostatnim piętrze miały się dopiero rozpocząć. Podeszła do skromnych drzwi, otwieranych kartą magnetyczną. Emily miała taką kartę, „wypadła” z portfela jej ojca.
Otworzyła drzwi prowadzące do dużego przestrzennego biura dyrekcji. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się puste.
Przeszła przez środek, lekko kołysząc pustą, czarną teczką. Doskonale. Właśnie pokonała biuro sekretarek zarządu.Zaskoczyło ją, że gabinet pana Virszilasa nie był zamknięty. Biorąc pod uwagę, jak dbał o bezpieczeństwo, zakładała, że pokój będzie raczej obłożony materiałami wybuchowymi na wypadek, gdyby jakiś intruz ominął zwyczajne środki ochrony.
Może Virszilas nie był aż takim paranoikiem, jak jej powiedziano.
Uchyliła drzwi na centymetr i delikatnie zapukała. Jeśli nie ma szczęścia i właśnie jedna ze sprzątaczek tam sprząta, przeprosi i powie, że się zgubiła. Pukanie nie wywołało żadnej reakcji.
Weszła z bijącym sercem. Wiedząc, że ma niedużo czasu, rozejrzała się szybko, sięgnęła do tylnej kieszeni spódnicy i wyciągnęła kartę pamięci.
Według jej źródła Sasza Virszilas miał identyczny laptop w każdym ze swoich biur na świecie. Jeśli źródło było wiarygodne, laptop na biurku dawał dostęp do wszystkich plików tworzonych przez każdy departament każdego przedsiębiorstwa będącego własnością Virszilas LG. Laptop zawierał dane mogące oczyścić imię jej ojca.
Rozglądając się wokół, stwierdziła, że Virszilas utrzymywał najschludniejsze biuro w historii świata. Każdy element był na swoim miejscu, bez kurzu i okruszków. Papiery i przybory ułożono na wypolerowanym hebanowym biurku z militarną precyzją. Pod dużym oknem leżał laptop i coś, co wyglądało na plik dokumentów.